Jako, że już jakiś czas temu obiecałem wam mały przegląd piw, które miałem okazję przetestować podczas Poznańskich Targów Piwnych, to proszę bardzo. Nasz czytelnik nasz pan!
Na samym początku pozwolę sobie również sprostować, że piwa zawarte w tym zestawieniu to jedynie część z wypitych trunków. Oczywistością jest, że wszystkie 30 piw, które wpadły mi do szkła, nie zagoszczą razem w jednym wpisie.
Dzisiaj się skupimy się na tych, które w większym stopniu zapadły mi się w pamięć. Dodatkowo, iż temat targów jest przez Was bardzo chętnie czytany, pojawi się jeszcze tekst o piwie, które totalnie mnie oczarowało, o kraftowych cydrach oraz o premierze naszego piwnego przedsięwzięcia - The Bloggerze (więcej znajdziesz tutaj).
Jak już pisałem w poprzednim wpisie (tutaj) na terenie targów było 58 wystawców z 400 różnymi gatunkami piw. Po wielu degustacjach przedstawiam wam 5 trunków, na które trafiłem totalnie przypadkowo. Co ciekawe, recenzje nie będą jakieś super oczerniające. Polski kraft ma się bardzo dobrze i większość piw, które wychodzą w tym momencie, jest bardzo dobra. Jeżeli czekasz na recenzję obsmarowującą od początku do końca jakiś browar lub piwo, to lepiej wyjdź!
So... let's begin!
Wine Cake
Brokreacja
Ponieważ nie ma co się pieścić, na starcie zaczynam z grubej beczki. Z okazji swoich pierwszych urodzin chłopaki z Brokreacji uwarzyli Wine Cake. 10-procentowy trunek w stylu wheat wine, leżakowany w beczkach po czerwonym winie Tempranillo pochodzącym z Portugalii. Pomysł wspaniały, zawłaszcza że cała koncepcja jest podobno bardzo limitowana. Wszystko brzmi super, ale jak jest w rzeczywistości?
Ciemnozłota barwa piwa razem z piękną, białą i zbitą czapą piany wskazują na to, że faktycznie mamy kontakt z czymś arystokratycznym. Jest delikatnie opalizujące i nieco oleiste. Właściwie można było się tego spodziewać po jego ekstrakcie, który wynosi 24 BLG.
Aromatycznie również jest ciekawie. Na pierwszym planie prezentują nam się nuty mocno beczkowe (jak wino czy wanilia). Dodatkowo pojawiają się lekkie rodzynki i owoce kandyzowane. Więcej niestety ciężko jest wyczuć w tak wielkiej hali :)
No i teraz najważniejsze. Smak. Jest bardzo w porządku, tym bardziej że to mój pierwszy kontakt z takim stylem piwnym jak wheat wine. Piwo jest bardzo złożone. Mamy znowu nuty beczkowe, bardzo delikatne czerwone wytrawne wino, no i te owoce. Przede wszystkim rodzynki, ale dochodzi jeszcze kandyzowana śliwka i może lekkie suszone jabłko. Ciekawostką jest, że mimo dużej słodyczy piwo nie jest zaklejające i męczące. Co do alkoholu, na początku nie pojawia się praktycznie w ogóle. Co najwyżej objawia się przez lekkie grzanie w przełyku. Niestety po ogrzaniu moc 10 volt staje się bardzo wyraźna, a to nie do końca pozytywnie wpływa na długie delektowanie się piwkiem.
Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo ciekawe i dobre. Idealne na wieczorne posiedzenia i dla miłośników niebanalnych i złożonych piw.
Ocena: 4,25/5
Kotwiczne
Browar Spółdzielczy & Doctor Brew
Skoro zaczęliśmy tekst od wheat wine-ów, to musimy teraz przyjrzeć się drugiemu przedstawicielowi tego gatunku na owych targach.
Kotwiczne to piwo w wyżej wymienionym stylu uwarzone we współpracy Browaru Spółdzielczego oraz chłopaków z Doctor Brew.
Trunek prezentuje się całkiem podobnie. Różnicę stanowi tutaj piana, która jest bardzo delikatna i nie za wysoka oraz fakt, że piwo jest dużo bardziej klarowne. W szkle wygląda prawie jak płynne złoto. Naprawdę pięknie.
Aromat piwa jest w prost niesamowicie słodowy. Zboże dominuje tutaj po całości. W tle pojawiają się nutki rodzynek, ale też delikatny karmel lub cukier trzcinowy. Cudowny zapach. Myślę, że gdyby udałoby mi się zdobyć butelkę owego cuda, byłby on jeszcze bardziej rozbudowany.
Smak to kolejny odjazd. Pierwszy łyk znów przypomina nam o zbożowym i słodowym charakterze piwa. Następnie pojawiają się słodkości takie jak miód, karmel oraz brzeczka (kto warzy piwo w domu ten wie). Przez chwilę wydaje się za słodkie, ale po 5 lub 6 łyku do głosu dochodzi ukrywająca się ziołowa goryczka, która skutecznie nas odtyka i pozwala na dalszy zachwyt.
Kotwiczne jest piwem o dużo mniejszej cielistości niż Wine Cake z Brokreacji, mimo że jego ekstrakt jest większy, i wynosi aż 30 stopni BLG! Tak czy inaczej jest niezłym sztosem. Każdy miłośnik mocnych, złożonych i raczej słodkich piw powinien spróbować. Jeśli ja będę miał możliwość zakupu butli, na pewno z niej skorzystam.
Ocena: 4,75/5
Double Foot Job
Birbant
Zmniejszając trochę na wadze, przejdźmy do imperialnych IPA-jów. Double Foot Job to coś co jako wielbiciel ... tej tematyki musiałem spróbować. Brzmi seksowanie, etykieta jest seksowna, więc, cholera, musiałem to wypić!
"Podwójna Stópka" to Imperialna IPA od Birbanta. Cyferkowo alkohol wynosi 7%, więc w porównaniu z poprzednimi piwami już nie jest taki mocny (3% to naprawdę sporo!).
Piwo prezentuje się bursztynowe i dość mocno zamglone. Rachityczna piana nie do końca pokazuje jakie fajerwerki czekają nas po tak zacnym Foot Jobie. No cóż... Do odważnych świat należy!
Na szczęście aromat wychodzi trochę lepiej. Cytrusy, żywica, delikatny karmel oraz owoce tropikalne. Całość kojarzy nam się z delikatnie kwaśnymi landrynkami. Zapach jest bardzo ciekawy i zachęca do spróbowania tych cudownych perfumowanych nóżek swoim językiem.
No i tu było tak jak się spodziewałem. Seksownie! Aksamitne piwo, gdzie goryczka figluje sobie ze słodyczą. Pierwszy plan to owe cytrusy, landrynki, karmel i kwiatowość. Wszystko to jest kontrowane przez potężną goryczkę, która dodatkowo wprowadza nuty żywicy do tej całej orgii smaków.
Piwo jest bardzo dobre, idealnie wyrównane i dostosowane dla każdego miłośnika słodyczy, goryczki i foot jobów! :) Jedyne do czego mogę się przyczepić, to nie do końca interesujący wygląd oraz całkiem zwyczajny aromat, który jest ładny, ale nie urywa niczego tak jak smak.
Ocena: 3,75/5
Zośka Straszybotka
Piwoteka
Zośka Straszybotka
Piwoteka
Jako że w tym roku nie było mi dane pić jakichkolwiek piw z dynią, to Zośka była jedną z pozycji do obowiązkowego wypicia. Możecie myśleć i mówić sobie co chcecie, ale pumpkin ale to jeden ze stylów, który jest dla mnie bardzo inspirujący.
Do tej pory miałem przyjemność wypić dość sporo piw z dodatkiem dyni. Ba! Nawet o kilku z nich napisałem w zeszłym roku (tutaj). Wiem czego się spodziewać i nie łatwo mi zaimponować pierwszym lepszym trunkiem z tym dziwacznym dodatkiem. Co ciekawe, szanowna Pani Straszybotka jest wariacją między piwem dyniowym a gose. Ten słony dodatek dość mocno mnie przestraszył, bo jak pewnie wiecie, nie jestem wielkim miłośnikiem słonych piw. Aczkolwiek tak jak wcześniej pisałem, do odważnych świat należy i za ojczyznę!
Piwo barwy pomarańczowej, mocno zamglone oraz ze średnią białą, drobno-pęcherzykową pianą na szczycie. Powiem szczerze, iż mimo naprawdę ładnego koloru, wygląd dupy mi nie urwał. Dlatego czym prędzej przeszedłem do pracy moim zmysłem węchu.
No tu już zaczyna się dziać dużo więcej i o wiele lepiej. Dynia i przyprawy są na tyle wyraźne, że nawet w tak hardcorowych warunkach dla sensoryki są idealnie wyczuwalne. Mówiąc tutaj o przyprawach mam na myśli goździki oraz delikatny cynamon. Gdzieś tam w tle pojawia się nuta "świątecznej pomarańczy", która może być wynikiem posolenia dyni.
Skoro już tak straszę tą solą, to przejdźmy do smaku. Od razu wam powiem... Piwo jest dobre! Jest dyniowe i delikatnie słone. Całość jest na tyle bombastyczna, że trunek staje się niesamowicie orzeźwiający. Przyprawy, które dają niezły popis swoich możliwości, uciekają tutaj na drugi plan dzięki czemu powstaje nam bardzo miła goryczka. Dodatkowo przez to, że ów goździk i cynamon nie jest tak wyraźny, mamy do czynienia z prawdziwą dynią. Chodzi mi o taką bez jakichkolwiek dodatków. Jeśli ktoś szuka piwa gdzie jest dynia i koniec, to Zośka jest jednym z takich trunków.
Ocena: 4/5
PszeIPA
Piwne Podziemie
Na sam koniec, idąc już do wyjścia, czasami zdarza się, że na drogę bierze się jeszcze jedno piwko. Tym razem nie było inaczej. Po zarządzeniu przez Dagusię ewakuacji, nie mogłem wyjść z pustymi rękami. Skoro Dagmara nie pozwoliła mi już korzystać ze swojego szkła (tego z czarnym paskiem ... co prawda było wypełnione cydrem), musiałem ratować się czymś, co było pod ręką. Na szczęście udało mi się zdobyć super-hiper-uber-turbo degustatorski plastik. Jesteście ciekawi jak się z niego degustowało? Otóż było tak:
Wygląd piwa bez szału. Ot zwykły wit czy biała ipa. Słomkowe, bardzo mętne i delikatna biała piana. Niestety moje niesamowite naczynie do degustacji nie było wyposażone w patent do tworzenia piany.
Aromat piwa może trochę się rozchodził, ale PszeIPA to i tak wspaniale aromatyczny twór. Może nie ma tutaj wariacji zapachów, jak w poprzednich piwach, ale jest za to spora dawka zboża, słodu oraz skórki chlebowej. Cóż, można było się tego spodziewać, ponieważ zasyp piwa składał się z 96% pszenicy, tak więc jest to faktycznie PSZE-IPA. W tle pojawiają się delikatne nuty cytrynowo-kwaskowe, które kojarzą nam się z klasycznym witem.
W smaku jest podobnie. Czuć pszenicą po całości. Dopełnia to delikatna kwaskowatość. Bardzo dobrą robotę robią tutaj chmiele, które wprowadzają dość solidną goryczkę oraz orzeźwiający cytrusowy smaczek.
Podsumowując. Mój super-hiper-uber-turbo degustatorski plastik nie do końca zdał test. Natomiast piwko jest całkiem dobre. Myślę, że każdy kto będzie je degustował znajdzie coś dla siebie.
Ocena: 3,5/5
W dzisiejszym zestawieniu to tyle. Tak jak pisałem na początku, nie było tutaj jakichś totalnych okropieństw. Wszystkie wymienione piwa były dobre i smaczne. Gdybym miał zastanowić się nad tym, jakie piwo było najgorsze podczas targów, to nie potrafiłbym odpowiedzieć. Każde cudo, które miałem okazję próbować, było po prostu zacne.
Wyczekujcie następnych tekstów z Poznańskich Targów Piwnych, bo warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz