6 grudnia odbyła się premiera najnowszego Grand Championa. Styl uwarzonego piwa to Fruit Wheat, ale dzisiaj nie o tym! Skoro nie o premierze, to o czym? Już śpieszę z odpowiedzią. Otóż skupimy się dzisiaj na zeszłorocznym mistrzu. Mowa tutaj o Red Roeselare Ale. Dlaczego akurat piwo z ubiegłego roku? Ponieważ, w związku z wcześniej wspominaną premierą, wiele osób poszukuje jakichś informacji o poprzednim wynalazku. Dlatego jako dobra i uczynna duszyczka postanowiłem wyciągnąć ze swojej magicznej piwniczki leżakowaną butelkę owego cuda. W dodatku leżakowanie nie trwało tydzień czy miesiąc, a ponad rok. Przyznam wam się, że kiedy wychodził Champion 2015, poleciałem do pierwszego lepszego sklepu, który miał to piwo i zakupiłem od razu dwie butelki. Jedną dla siebie, a drugą dla Taty, bo podobno chciał spróbować czegoś "w tym stylu". Tak się jakoś złożyło, że butelka do Tatki nie dotarła i przetrwała dzielnie aż do dzisiaj.
Piwa z serii Grand Champion są świetnie kojarzone przez wielu kraftopijców, ale również wszystkich domowych browarników. Browar Zamkowy Cieszyn (wcześniej całym KPD zajmowała się grupa Żywiec) cyklicznie organizuje Konkurs Piw Domowych. Zwycięzca, w ramach nagrody, może uwarzyć swój trunek w browarze. Rok temu zwyciężyła właśnie receptura Piotra Marczyka i Piotra Terki. Styl, który został przez nich wybrany to flanders red ale. Gatunek ten wywodzi się z Zachodniej Flandrii w Belgii. Piwo było długo dojrzewające, najczęściej w dębowych bekach, które nadawały mu specyficzny aromat oraz kwaskowaty smak.
Nie ukrywam, że kiedy piłem flandersa w dniu premiery, był to mój pierwszy kontakt z tym stylem. Już wtedy dał czadu i bardzo przypadł mi do gustu. Ta sama warka po roku również stanęła na poziomie pierwszego smakowania, a nawet je przegoniła.
Piwo w szkle prezentuje się dość ciemne i z delikatną drobno-pęcherzykową pianą. Aczkolwiek pod światło widać jego piękny rubinowy kolor z cudownymi przebłyskami. Naprawdę można się zakochać. W sumie cała stylistyka, czyli etykieta i piwo, jest bardzo elegancka i bardzo mi się podoba. Mimo wszystko nie samym oglądaniem człowiek żyje.
Z początku trochę obawiałem się, że przez ten rok dość złożone aromaty zanikną. Na całe szczęście myliłem się. I to bardzo! W momencie wąchania do naszego nosa dostaje się istna symfonia nut zapachowych. Czerwone owoce, a przede wszystkim czerwona porzeczka i świeże lekko niedojrzałe czereśnie. Ojjjj pachnie latem... A to nie wszystko! Dochodzą dodatkowe czerwone owoce, które wspólnie tworzą bardzo wyraźny i pełny aromat. Jakby tego było mało, pojawia się jeszcze nuta czerwonego wina. Mam tu na myśli takie rodem z włoskich winnic. No już naprawdę długo nie siedziałem aż tyle czasu nad szkłem i nie wąchałem jego zawartości. Piwo po prostu pachnie bajecznie. Pewnie się już domyślacie, co powiem o smaku. Tak, jest wspaniale. Znowu czerwone owoce, znów porzeczka i delikatna wiśnia. Gdzieś tam dalej znowu miks czerwonych owoców, delikatna rodzynka czy daktyl oraz delikatna nuta wanilii. Całość ma profil raczej wytrawny, ale przy wymieszaniu wcześniej wspominanych owców i czerwonego wina tworzy nam się idealne odczucie balansu. Trunek jest niesamowity! Dodatkowo pojawia się tutaj kwaskowatość, która idealnie nas orzeźwia oraz sprawia, że trunek staje się MEGA pijalny. Całkowite odczucie w ustach przedstawia nam piwo o raczej dużej cielistości, bo w końcu 7,5% alkoholu musiało się z czegoś wytworzyć.
Podsumowując. Jest naprawdę smaczne. Idealnie mi podpasowało pod każdym względem. Aromat, smak czy wygląd są cudne. Właściwie zastanawiam się, czy miałem takie same odczucia za pierwszym razem i dochodzę do wniosku, że leżakowanie tej butelki pozytywnie wpłynęło na jakość jej zawartości. Natomiast bardzo smuci mnie fakt, że w swojej domowej kolekcji piw jeszcze jednej takiej butelki nie znajdę. Zostaje mi tylko czekać na reedycję lub nowy równie dobry produkt.
A i na sam koniec. Mam nadzieję, że na dniach uda mi się zdobyć tegorocznego zwycięzcę i również pochwalić się wam swoimi odczuciami.
Piwa z serii Grand Champion są świetnie kojarzone przez wielu kraftopijców, ale również wszystkich domowych browarników. Browar Zamkowy Cieszyn (wcześniej całym KPD zajmowała się grupa Żywiec) cyklicznie organizuje Konkurs Piw Domowych. Zwycięzca, w ramach nagrody, może uwarzyć swój trunek w browarze. Rok temu zwyciężyła właśnie receptura Piotra Marczyka i Piotra Terki. Styl, który został przez nich wybrany to flanders red ale. Gatunek ten wywodzi się z Zachodniej Flandrii w Belgii. Piwo było długo dojrzewające, najczęściej w dębowych bekach, które nadawały mu specyficzny aromat oraz kwaskowaty smak.
Nie ukrywam, że kiedy piłem flandersa w dniu premiery, był to mój pierwszy kontakt z tym stylem. Już wtedy dał czadu i bardzo przypadł mi do gustu. Ta sama warka po roku również stanęła na poziomie pierwszego smakowania, a nawet je przegoniła.
Piwo w szkle prezentuje się dość ciemne i z delikatną drobno-pęcherzykową pianą. Aczkolwiek pod światło widać jego piękny rubinowy kolor z cudownymi przebłyskami. Naprawdę można się zakochać. W sumie cała stylistyka, czyli etykieta i piwo, jest bardzo elegancka i bardzo mi się podoba. Mimo wszystko nie samym oglądaniem człowiek żyje.
Z początku trochę obawiałem się, że przez ten rok dość złożone aromaty zanikną. Na całe szczęście myliłem się. I to bardzo! W momencie wąchania do naszego nosa dostaje się istna symfonia nut zapachowych. Czerwone owoce, a przede wszystkim czerwona porzeczka i świeże lekko niedojrzałe czereśnie. Ojjjj pachnie latem... A to nie wszystko! Dochodzą dodatkowe czerwone owoce, które wspólnie tworzą bardzo wyraźny i pełny aromat. Jakby tego było mało, pojawia się jeszcze nuta czerwonego wina. Mam tu na myśli takie rodem z włoskich winnic. No już naprawdę długo nie siedziałem aż tyle czasu nad szkłem i nie wąchałem jego zawartości. Piwo po prostu pachnie bajecznie. Pewnie się już domyślacie, co powiem o smaku. Tak, jest wspaniale. Znowu czerwone owoce, znów porzeczka i delikatna wiśnia. Gdzieś tam dalej znowu miks czerwonych owoców, delikatna rodzynka czy daktyl oraz delikatna nuta wanilii. Całość ma profil raczej wytrawny, ale przy wymieszaniu wcześniej wspominanych owców i czerwonego wina tworzy nam się idealne odczucie balansu. Trunek jest niesamowity! Dodatkowo pojawia się tutaj kwaskowatość, która idealnie nas orzeźwia oraz sprawia, że trunek staje się MEGA pijalny. Całkowite odczucie w ustach przedstawia nam piwo o raczej dużej cielistości, bo w końcu 7,5% alkoholu musiało się z czegoś wytworzyć.
Podsumowując. Jest naprawdę smaczne. Idealnie mi podpasowało pod każdym względem. Aromat, smak czy wygląd są cudne. Właściwie zastanawiam się, czy miałem takie same odczucia za pierwszym razem i dochodzę do wniosku, że leżakowanie tej butelki pozytywnie wpłynęło na jakość jej zawartości. Natomiast bardzo smuci mnie fakt, że w swojej domowej kolekcji piw jeszcze jednej takiej butelki nie znajdę. Zostaje mi tylko czekać na reedycję lub nowy równie dobry produkt.
A i na sam koniec. Mam nadzieję, że na dniach uda mi się zdobyć tegorocznego zwycięzcę i również pochwalić się wam swoimi odczuciami.
Ocena: 4,25/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz