piątek, 17 marca 2017

[4] Piwna Paczka: Dzień Świętego Patryka vol 2

   W jednym z moich pierwszych postów pisałem już o owym wydarzeniu, dlatego serdecznie Was zapraszam do nadrobienia tamtego artykułu. Wówczas miałem okazję degustować cztery piwa (Z Innej Beczki: Święto Świętego Patryk). Dziś będzie podobnie!


   Aby krótko opisać ten dzień, należy zapamiętać, że jest to irlandzkie święto narodowe ku czci patrona tego kraju, czyli właśnie Św. Patryka. Wówczas ludzie ubierają się na zielono (barwa ta symbolizuje trawiasty krajobraz Irlandii) i często noszą przeróżne elementy związane z koniczyną będącą symbolem Patryka (legenda głosi, że użył jej, by wytłumaczyć pierwszym chrześcijanom dogmat o Trójcy Świętej), a także odbywają się liczne parady w akompaniamencie muzyki folk.

   W dzisiejszych czasach święto zyskało również drugie znaczenie, a mianowicie stało się dniem stoutów, które są bardzo mocno powiązane z Irlandią. Dlatego w tej zbiorczej degustacji postaram się zająć kilkoma wariacjami związanymi z owym stylem. Pojawi się klasyczny Guinness, oyster stout oraz espresso stout.


No to zaczynajmy i jak to mówią:
"Show must go on"


Guinness Original
[st. James’s Gate Brewery]



   O tym trunku pisałem już w zeszłym roku. Tym razem zaopatrzyłem się w znowu w Guinnessa, którego dystrybutorem jest Grupa Żywiec. No cóż. Raz na jakiś czas dam im zarobić. Piwo już pojawiało się na blogu, o czym mówiłem przed chwilą, ale doszedłem do dwóch wniosków.
Po pierwsze: Jest to w jakiś tam sposób symbol, który po prostu być musi.
Po drugie: Tekst, w którym pojawiła się pierwsza recenzja, był pisany dawno i zarówno warka jak i moje umiejętności sensoryczne znacznie się zmieniły, więc odczucia mogą być zupełnie inne. Jeżeli chcecie porównać obie te recenzje, to zapraszam do tekstu Z innej Beczki
   W szkle prezentuje się bardzo rasowo. Czarne i praktycznie nieprzejrzyste z beżową zbitą drobnopęcherzykową pianą, która osadza się na brzegach szkła, co można zaobserwować na zdjęciu. W aromacie mamy przykład naprawdę zbilansowanego piwa. Czekoladowe, kawowe oraz lekko wiśniowe nuty stwarzają bardzo ciekawy obraz pokazujący co może nas czekać w butli. Jeśli chodzi o ten zapach, to serio mi odpowiada. Mam wrażenie, że w porównaniu z poprzednim egzemplarzem ta palona kawa oraz lekka ziemistość jest bardziej uwydatniona. Smak piwa jest dobry. Nie porywa, bo piłem znacznie lepsze, ale piłem również gorsze stouty. Jak na piwo koncernowe, stoi naprawdę na dobrym poziomie. Mamy tutaj dość wyraźną wytrawność, która łączy się z wcześniej wymienioną czekoladą, kawą, wiśnią oraz lekką ziemistością. Wydaje mi się, że tym razem dużo bardziej zadziałała na mnie goryczka i lekka kwaskowatość pochodząca od palonych słodów. W tyle ujawniały się nuty prawdziwej wanilii oraz lekka pieprzność. Pozostaje posmak jak po czarnej mocnej kawie. Odczucia po degustacji są pozytywne. Paloność nie przytłacza, a kwaskowatość twarzy nie wykręca. 
   Uważam, że ów Guinness Original jest całkiem niezłym piwem. Ponadto sięga po niego coraz więcej piwnych laików. Myślę, że może on stanowić ciekawy wstęp do przygody związanej z prawdziwym piwem! :)

Ocena: 3,25/5

Pozwólcie, że zostaniemy w klimatach Irlandzkich. Teraz na tapetę rzucamy piwo o nazwie...


Porterhouse Oyster Stout
[Porterhouse Brewing Co.]



   Przyznam wam się bez bicia. Bardzo, ale to bardzo polowałem na piwo w tym stylu. Wszyło już kilka takich wariacji na polskim rynku, lecz zawsze było coś co uniemożliwiało mi zakup, lub chociaż łyczek piwa z ostrygami. Tak, oczy was nie mylą, do piwa w stylu oyster stout podczas procesu warzelniczego są dodawane ostrygi. 
   W szkle standard. Ciemne, słabo prześwitujące i klarowne. Piana jest dużo lepsza niż w poprzednim piwie. Kolor jasnej kawy z mlekiem bardzo działa na wyobraźnię, a zbite drobne pęcherzyki tworzą piękną warstwę, która znacznie dokładniej osadza się na szkle. W dodatku bąbelki utrzymują się na powierzchni przez bardzo długi czas, a gdy znikną, pozostaje po nich wyraźny pierścień. Zapach i smak sa bardzo rasowe. Od razu powiem, że piwo... NIE ŚMIERDZI RYBĄ! Ostrygi wpływają raczej na treściwość piwa oraz na podkreślenie aromatu i smaku, niż na zdominowanie go morzem. Nuty palonego zboża, karmel, czekolada oraz lekka kawa i wanilia stanowią bardzo dobrze dobrany bukiet. Smak jest bardzo podobny do uczuć związanych z wąchaniem, ale do tego dochodzi swoista gładkość piwa, które delikatnie przelewa się w ustach. Naprawdę piwem idzie się "najeść". Jeśli chodzi o odczucie po piciu, mamy tu kontakt z dobrze zbilansowaną goryczką, która kojarzy się z paloną kawą. Piwo jest RE-WE-LA-CYJ-NE! Dodatkowo na plus zadziałał fakt, że takie piwo było dla mnie czymś wyczekiwanym. Nie ukrywam, że na początku też zastanawiałem się czy morska woń będzie wyczuwalna, ale wątpliwości zostały bardzo szybko rozwiane. Trunek jest wysoko pijalny, smaczny i po prostu stylowy. Uważam, że każdy kto ma możliwość nabyć taką butelkę, powinien się nie zastanawiać i sprawdzić jak smakują takie wynalazki. Naprawdę warto!



Ocena: 4/5




Espresso Stout 
[Emelisse]



   To piwo leżało u mnie praktycznie od wakacji. Podczas wizyty w Belgii i Holandii, o której pisałem wam w innym tekście [LINK], odwiedziłem sporo browarów. Jednym z nich był browar Emelisse, który jak się potem okazało był 15 minut samochodem od mojego miejsca zakwaterowania. Nie mogłem sobie odpuścić, dlatego zakupiłem większość z dostępnych tam piw. Był tam ciekawy Fruit Ale, kilka wariacji na temat IPY i APY oraz właśnie Espresso Stout i RIS. Co do tego ostatniego, zakupiłem ostatnie dwie butelki. Jedną by spróbować na "świeżaka", a druga zostaje do leżakowania.
Przechodząc do stouta, jego barwa jest dosłownie czarna. Mam wrażenie, że najciemniejsza ze wszystkich wyżej wymienionych. Jeśli chodzi o pianę, to spójrzcie sami. CUDOWNA! Zbita, bardzo trwała, puszysta i drobnopęcherzykowa. Cud miód i malina. W dodatku całe szkło jest nią oblepione oraz bardzo wyraźny krążek zostaje z nami aż do ostatniego łyku. Aromat jest o dziwo zwyczajny. Liczyłem na ostry strzał kawą po nosie, jak w piwie Pinty "I'm so Horny!". W zapachu czuć paloność, ale daleko jej do mocnego espresso. Do tego dochodzi trochę nut karmelowych oraz lekki zapach wiśni w likierze. Nie ukrywam, że dość mocno jestem zaskoczony, bo do tej pory miałem obraz piwa z kawą, gdzie w aromacie gra ona główne skrzypce. Tu tak nie było i trochę obawiałem się dalszego próbowania. Kawa po pierwszym łyku momentalnie mnie trafiła. Biorąc łyk automatycznie przeniosłem się do jakiejś włoskiej kawiarni czy na pola uprawne, gdzie widzę te cudowne owocki na krzaku. Naprawdę totalny szok. Delikatna paloność, wcześniej wspominana wiśnia oraz smak "spalonych kabli" dodatkowo podkręcający te rozkosze. Czytając więcej o tym piwie okazało się, że jest to blend, czyli mieszanka dwóch kaw. W 90% dodatkiem była Arabica, a tylko w 10% Robusta. Piwo jest nisko wysycone i bardzo kawowe, przez co szybko znika ze szkła. Przy jego piciu należy być bardzo ostrożnym, albowiem ukrywa się w nim zdradzieckie 9.5% alkoholu.
Podsumowując, jest bardzo bardzo dobre. Jestem wielkim fanem tego stylu, ale przyznam, że czasami tej kawy jest za dużo i bywa po prostu męcząca. Tutaj nie ma takiej opcji. Cichutki aromat, zdecydowane uderzenie smaku oraz stopniowo rozgrzewające nas od środka procenty to naprawdę miłe zestawienie. Szczególnie na zimnie wieczory podczas marcowego dnia Świętego Patryka.

Ocena: 4,5/10




Podsumowując:

   W recenzji z okazji święta stoutów poddałem testowi trzy piwa. Jedno holenderskie oraz dwa irlandzkie. Każde było wariacją na temat stylu, który stał się symbolem St. Patrick Day. 
Na zaszczytnym trzecim miejscu jest oczywiście nieśmiertelny Guinness. Piwo dobre, kultowe i będące wizytówką Irlandii. Na drugim znalazł się Porterhouse Oyster Stout. Mimo że długo na nie polowałem i bardzo mi smakowało, ktoś musiał je przegonić. Mowa tutaj o browarze Emelisse i jego Espresso Stout. Piwo o kapitalnym smaku, oraz ciekawej otoczce budowanej przez aromat. 
Uważam że wszystkie trunki degustowane tego dnia są na bardzo wysokim poziomie. Każdy zaawansowany koneser piwa doceni ich zalety, a początkujący degustator odkryje nowe smaki i rozwinie swoje horyzonty.
Takim oto akcentem kończymy już drugi wpis dotyczący irlandzkiego święta. Mam nadzieję, że w przyszłym roku znowu spotkamy się w podobnym artykule :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz