środa, 29 marca 2017

#68: Zimno wszędzie, głucho wszędzie... Koźlak będzie!

   Za oknem coraz cieplej. Dni stają się dłuższe, a pojedyncze promienie słońca częściej dają o sobie znać świecąc prosto w oczy. Wiosna się zbliża i nie ma na to rady. Dlatego aby nie zostać z ciężkimi piwami na długie wieczory przy grillu, w najbliższym czasie pojawią się recenzje trochę mocniejszych trunków. 
   Dzisiaj wspólnie przyjrzymy się piwu, na które czekałem ponad rok. Mowa tutaj o Eisbocku od Pinty stworzonym zgodnie z recepturą Artura Pasiecznego - zwycięzcy Warszawskiego Konkursu Piw Domowych. 




   Styl wymrażanego koźlaka narodził się rzecz jasna w Niemczech. Uznaje się, że w Kulmbach w Bawarii. Legenda głosi, że mnisi wystawili uwarzone przez sobie piwo w bekach na dwór. Niestety owej nocy przyszły mrozy. Gdy rano mnisi zobaczyli co się stało z ich dziełem, ciarki przeszły im po plecach. Beka pokryta była warstwą lodu, więc by ratować cenny trunek czym prędzej usunęli owe kryształy. Ogromne było ich zdziwienie, gdy podczas najbliższej okazji alkohol dał się im we znaki bardziej niż zazwyczaj.
   Do tej pory miałem tylko jedną możliwość spróbowania wymrażanego piwa i to domowej produkcji. Nie ukrywam, że pierwszy kontakt moich ust z takim płynem poruszył serce do tego stopnia, że zakochałem się w wymrażaniu. Dodam również, iż w butelkach już leżakuje moje zimowe cudo i mam nadzieję, że niedługo o tym napiszę.
   No ale przejdźmy do Eisbocka Grand Prix, bo jest czym się zajmować. Piwo prezentuje się w szkle bardzo majestatycznie. Kolor wiśniowy wpadający w rubin. U góry pojawia się piękna drobnoziarnista i zaskakująca piana w kolorze écru. Dość dobrze się buduje i stosunkowo wolno redukuje się do malutkiego pierścienia.
   Aromat od razu podbił moje serce. Po prostu pachnie po królewsku. Potężna podbudowa słodowa, która łączy się z melanoidynami w stylu skórki chlebowej. Doskonały miks suszonych owoców ( rodzynek, śliwek i daktyli) oraz karmelu tworzy bardzo złożony bukiet. W tle wyczuć można nutę alkoholu dodatkowo rozbudowującą całość o woń pralin i nalewek. Po ogrzaniu owoce stają się jeszcze bardziej wyraźne, a delikatna nuta chmielu obawia się w korzenno-przyprawowy sposób. Smak piwa jest równie złożony co zapach. Czuć sporą dawkę ciemnych słodów z karmelem, suszone owoce oraz skórkę chlebową. Przez cały czas występuje odczucie rozgrzewania przez wspomniane likierowe nuty. Co ciekawe można stwierdzić jaki jest to typ nalewki. Przez chmiel, który wprowadza tu delikatną gorączkę, tworzy się obraz jakiegoś ziołowego trunku. Trochę taki Jägermeister. Po ogrzaniu dochodzi jeszcze odrobina miodu.
   Wszystkie wymienione aspekty i dość spora gęstość tworzą piwo bardzo deserowe i rozgrzewające. 
Eisbock jest bardzo dobrym piwem. Przed jego wypiciem obawiałem się, że będzie za bardzo alkoholowy (wiele osób miało o to pretensje). Myślę że piwo idealnie nadaje na takie wieczory jak ten. Kiedy za oknem nie ma już śniegu, ale dookoła wciąż zimno i mokro. Przy takim trunku warto spędzić czas planując zbliżające się prace w ogrodzie. Jeżeli ktoś ma możliwość spróbowania takowego, to polecam.Warto, a sam styl nie jest w Polsce bardzo popularny. A szkoda...


Ocena 4,5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz