niedziela, 20 września 2015

[2] Z Innej Beczki: Gdzieś ty był?





Jako, że forma zwierzania się na blogu bardzo przypadła, zarówno mi, jak i wam do gustu. Toteż piszę kolejną stronę w swoim "pamiętniczku". Dzisiaj opowiem wam nieco o tym, gdzie się szlajałem i dlaczego do was nie pisałem.


Legio XIII SPQR GEMINA - Flaga naszego obozu rzymskiego
Wszystko zaczęło się dwudziestego ósmego czerwca, kiedy to wyjechałem razem
z moimi rodzicami patriotycznie nad nasze polskie morze. Konkretnie udaliśmy się do Pobierowa, gdzie od 4 roku mojego życia rok rocznie spędzałem wakacje. Siedziałem tam
w sumie tylko dlatego, żeby pobyć trochę z rodzinką, pozbierać geocache (tak o tym będzie tekst obiecany :)), no i poszukać jakiegoś tamtejszego piwa. Jak wiecie, natrafiłem wtedy
na Piwo Rewalskie, o którym już pisałem i zachęcam do ponownego przeczytania. Po kilku dniach pojechałem dalej nad morze. Tym razem do moich wspaniałych dzieciaków na kolonię.
            Co tam się działo! Tematem przewodnim całego wyjazdu był starożytny Rzym, czyli jedna z epok, która wyjątkowo mnie inspiruje. No i, żeby nie było za nudno, to zajmowałem się tą tematyką całe sześć tygodni. Najpierw cztery tygodnie (dwa turnusy po dwa tygodnie)
z młodszymi podstawówkowiczami uczyliśmy się o historii, wierzeniach, zwyczajach i ważnych wydarzeniach z związanych ze starożytnym Rzymem. Po tygodniu każdego turnusu przenosiliśmy się do starożytnej Galii i poznawaliśmy Asterixa, Obelixa oraz ich wspaniała przygody. Nie ukrywam, że cudownym uczuciem było wrócić do bajek i komiksów z mojego dzieciństwa. Ostatnie dwa tygodnie z dzieciakami to była już lekka zmiana. Otóż był to obóz z dzieciakami w wieku
Jak Holandia to musi być wiatrak!
gimnazjalnym, ale motyw przewodni ten sam.  Z tym, że zajęliśmy się trochę poważniejszą historią. Budowa katapult, prawdziwego obozu legionu rzymskiego i musztra dedykowana legionom, która była niesamowicie ciekawa, zarazem wymagająca od wszystkich dużej dyscypliny oraz kondycji. A do tego doszła także wiedza
 o zwyczajach rzymskich. Dzieciaki wróciły do domu wymordowane i szczęśliwe. Ja natomiast jeszcze bardziej wykończony pojechałem dalej na prawdziwe wakacje. 

Razem z moją szaloną rodzinką pojechaliśmy najpierw na tydzień do Holandii. Mieszkaliśmy  w regionie Flandrii, co uszczęśliwiło mnie jeszcze bardziej, ponieważ do większości miast w Holandii jak i Belgii mieliśmy max 45 minut drogi samochodem. A jak wiecie, lub nie wiecie, Belgia to piwo, piwo to szczęście, a szczęście to idealne wakacje. No i też tak było. Najpierw zacząłem od keszowania na terenie Holandii, zwiedzenia browaru Emelisse oraz zaliczenia stolicy małż, czyli Yerseke. Boże, ale się nażarłem tymi muszlami! Poza tym odwiedziłem jeszcze cudowne Morze Północne, gdzie popływałem trochę pod żaglami oraz wiele, naprawdę wiele cudownych, malowniczych, holenderskich miasteczek i wiosek. Było bosko. Później, gdy już holenderska ziemia była mi znana, zacząłem zwiedzać Belgię. I tam się zaczął pogrom. Moja wątroba i portfel znacznie ucierpiały. Znaczy wątroba nie aż tak bardzo jak portfel. Próbowałem wszystkiego po trochu i bez pośpiechu, dzieląc się z rodzicami (a co niech też mają coś od życia i syna), więc nie było tak źle. Ale mój portfel. No cóż… to go przerosło. Całe oszczędności szlag trafił. Nie wiem, jak oni tam potrafią żyć. Na każdym kroku magiczny sklep piwny, a na następnym browar. Dlatego też zwiedziłem tam tylko 4 browary, a na pewno na blogu opowiem o dwóch. Ale to innym razem. 
Widok na port w Yerseke.
Wejście do
Le Triangle .
 Po Belgii i Holandii nastał czas przeprowadzki do Francji. Cóż od razu uprzedzę,
że nie będę opowiadał o Francuzach, bo serio z całego serca ich nie cierpię. Dlatego też, żeby nie wzbudzać zbyt wielu emocji, pominę temat. Miasto, w którym mieszkałem, to Paryż. Takie tam niewielkie miasteczko z kilkoma zabytkami na krzyż. Jako, że samym piwem człowiek nie żyje (a szkoda), udałem się na zwiedzanie tych "nielicznych" zabytków. I powiem szczerze tydzień czasu to stanowczo za mało. Jeśli miałbym zwiedzić tam wszystko, co mnie interesuje (Luwr, Muzeum Militariów itp), to musiałbym pojechać co najmniej na miesiąc, jak nie na dłużej. Wino nie należy do moich ulubionych trunków, a wiadomo słodka Francja winem płynie. Na szczęście znalazłem tam jeden, jedyny, browar rzemieślniczy.
Le Triangle i powiem wam, że akurat tych Francuzów i Asterixem, udałem się z całą rodzinką do Asterix Parku. No i nie ukrywając, było po prostu cudnie! O ile nie jestem specjalnym miłośnikiem takich atrakcji, to tym razem naprawdę byłem mile zaskoczony. Po wizycie w Disney Landzie, byłem sceptycznie nastawiony do Asterix Parku, ale wizyta tam była samą przyjemnością! Serdecznie polecam każdemu z was na wypady ze znajomymi, czy też samotne lub z rodziną. Cały dzień świetnej zabawy w świetnym klimacie.
polubiłem. Mam na myśli, tych, którzy są jeszcze młodzi, nie skażeni francuzowatością i znają się na piwie. Więcej o tym miejscu też wam napiszę w tej nowej serii o browarach, za którą jakoś nie mogę się zabrać. Dwa dni przed wyjazdem z Paryża, na zakończenie swojej przygody ze starożytnym Rzymem
Pożegnanie z Asterix Parkiem oraz ze Starożytnym Rzymem
 Wracając do domu odwiedziliśmy naszych znajomych w Niemczech. NO I NIEMCY TO TEŻ PIWO. W sumie pobyt u nich trwał dwa dni i wszyscy byliśmy wykończeni,
a z nieba dosłownie lał się żar, toteż postanowiliśmy znaleźć kilka skrzynek geocache
w okolicy i pozostać w basenie, przy grilu i piwie. To był na prawdę genialny pomysł. Uświadomiłem sobie wtedy, że przez cały czas wakacji nie miałem takiego momentu by usiąść dosłownie na dupie i nic, kompletnie nic, nie robić. Wtedy zrobiło mi się żal tych wakacji, znaczy ich końca. 
Podsumowując przejechałem wiele tygodni byłem praktycznie 9 tygodni poza domem. Zwiedziłem po raz kolejny Holandię, ale tym razem inną część oraz Francję, Niemcy, i po raz pierwszy byłem w Belgii, gdzie na pewno jeszcze raz wrócę. Byłem nad dwoma morzami, po jednym pływając. Wypiłem jakieś 20-30 różnych piw i wątpię, że wszyskie pojawią się na blogu. Może kiedyś.... Na pewno będę się starał. Odwiedziłem 8 różnych browarów oraz przywiozłem sporo przeróżnych szkiełek do picia naszego ukochanego trunku. Pozbyłem się oszczędności i przejechałem tysiące kilometrów, ale właśnie to sprawiło, że czuje się naprawdę szczęśliwy. Przeżyłem wspaniałe  wakacje i wrócić do was z niesamowitą energią, nowymi recenzjami i pomysłami na bloga. Zatem zachęcam jeszcze mocniej do czytania
 i aktywnego działania na blogu, jak i na face. Oficjalnie zaczynamy działalność w nowym semestrze! :)
Takie pamiątki z wakacji przyjechały do mojego domku. Myślę, że większość z tego pojawi się na blogu!

Soundtrack:
Jako, że wakacje to coś co z wakacjami mi się kojarzy. No i w tym roku moja głowa została skażona właśnie tym...
 

4 komentarze:

  1. Kocham podróżować, dlatego bardzo zazdroszczę Ci takich aktywnych wakacji! A jakieś ciekawe znajomości nawiązałeś? Super blog! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Znajomości, cóż głównie przelotne ale owszem jakieś tam były. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż przelotne znajomości nie są złe... zawsze można się zabawić

    OdpowiedzUsuń