sobota, 21 stycznia 2017

[3] Piwna Paczka: Święto Portera Bałtyckiego

      Jedno z najpiękniejszych świąt piwnych w Polsce. Oficjalnie obchodzimy je po raz drugi. Co ciekawe, w tym roku mija 136 lat od uwarzenia pierwszego porteru bałtyckiego w żywieckim browarze. Jako że Polacy to naród, który w warzeniu tego piwa się doskonale specjalizuje, nazywamy go również "Piwowarskim Skarbem Polski". Zapraszam was na małą piwną paczkę z okazji tego ważnego dnia!
 

    Jak już pisałem, w tym roku obchodzimy drugi raz to magiczne święto. Cała inicjatywa narodziła się w 2015 roku, a jej głównym pomysłodawcą oraz organizatorem był Marcin Chmielarz. Jeszcze w 2016 nasz rynek kraftowy nie był zbyt przepełniony porterami. Owszem, pojawiał się Żywiec lub Ciechan, ale iście rzemieślniczych porterów trzeba było szukać jak ze świecą. Po ogłoszeniu terminu pierwszej edycji Baltic Porter Day rynek zauważył całkiem spore pole do popisu. To właśnie w ubiegłym roku mieliśmy premierę Imperium Prunum z browaru regionalnego Kormoran. Wówczas miałem przyjemność napisać wam jedynie o polskim Komesie oraz niemieckim Hafensänger. Na szczęście tym razem przygotowałem się nieco bardziej!

W pięknym 2017 roku przyjrzymy się czterem ciekawym zawodnikom. W szranki staną Komes Porter Malinowy, Argus Porter, niemiecki Dolden Dark z browaru Riedenburger oraz polsko-japońskie piwo kooperacyjne browaru Pinta i Baird o nazwie Baltyk-Pacific Collaboration Porter. Wybór padł akurat na te butelki, ponieważ muszę powoli zacząć opróżniać swoją piwniczkę. Na wstępie dodam jeszcze, że mimo iż jest to święto jedynie Bałtyków, to wiele osób świętuje również przez picie zwykłego porteru.

Komes Porter Malinowy





   Zaczniemy od lekkiej wariacji na temat porterów. Polega ona na dodaniu soku malinowego do warzenia oraz leżakowaniu całości wraz z wanilią i papryką chili. Posunięcie dość odważne, lecz intrygujące.
   Ciecz barwy ciemnobrązowej z pięknymi rubinowymi przebłyskami. Średnio obfita oraz drobno i średnio pęcherzykowa piana. Z jednej strony rozumiem, bo piwo jednak ma 8,5 "volta", ale tempo, w którym cała beżowa pokrywa znika, jest przerażające. Aromat trunku stanowią przede wszystkim maliny. Ów owoc pojawił się tutaj w formie zagęszczonego soku, więc jest to dość zaskakujące. Zazwyczaj przy piwach tego typu spodziewamy się głównie czekolady, kawy czy paloności, dlatego pierwsze uderzenie malin od razu zaciekawia. Na drugim planie wkrada nam się czekolada i delikatna kawa. Ta pierwsza w połączeniu z przodującym aromatem syropu stwarza bardzo słodkawy zestaw przypominający praliny lub czekoladki z bombonierki. Bardzo miły, lecz nieco zbyt monotonny bukiet. W smaku piwo zmienia odrobinę swój profil, ponieważ do dość sporej słodyczy dochodzi delikatna alkoholowość oraz pikantny finisz. Trochę kontrowersyjne odczucia w ustach spowodowały, że ten porter nabawiał się zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Mi osobiście bliżej do grupy, która jest za. Oczywiście to nie oznacza, że piwo jest bez wad. Mamy tu faktycznie trochę za dużo tej syntetyczności oraz troszkę nieprzyjemne odczucie, gdy piwo się ogrzeje i ukryty alkohol połączy się z papryką. Powoduje to odrobinę niekomfortowe drapanie w gardle, które skutecznie zwalnia nasze tempo picia. Pewnie ciekawi was również, dlaczego ani razu nie wspominałem o owej wanilii. Cóż... Niestety owa przyprawa tutaj nie występuje.
Zastanawiam się nad zakupem jeszcze jednej butelki (o ile takową zdobędę) w celu dłuższego leżakowania.

Ocena: 3/5


Argus Porter



   Porter z lidlowskich browarów to dosyć ciekawa pozycja na tej liście. Pewnie wiele osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z piwnym rzemiosłem się zdziwi, a starzy wyjadacze wesoło się uśmiechną. O co więc chodzi z tym piwem? Jest to jedna z najbardziej interesujących propozycji pod względem cenowym. Zapłata 2 czy 3 złotych za puszkę z piwem raczej nie zapowiada nam niczego dobrego. I tu jest mały kruczek. Bo piwo jest naprawdę znośne.
   W szkle ten oto przedstawiciel porteru bałtyckiego prezentuje się praktycznie w czerni, lecz z delikatnymi przebłyskami. Bujna jasnobeżowa czapa piany pięknie buduje się nad cieczą. Dodatkowo jest bardzo drobno pęcherzykowa, a to powoduje, iż całość wypada całkiem nieźle. Niestety to co piękne nie trwa wiecznie i piana dość szybko redukuje się do trwałej obrączki delikatnie oblepiając szkło. W aromacie natomiast mamy do czynienia z równie ciekawym bukietem. Czekolada, kawa, lekka palona skórka chlebowa, karmel, nuta śliwek i pralinek - to wszystko jest w stanie wyczuć mój nos oraz nos mojego taty, który tego dnia zgodził się dzielnie mi pomagać w degustacji. Tak czy siak zapach jest pozytywnym zaskoczeniem. W smaku jest odrobinę mniej fajerwerków. Mamy całkiem wysoki poziom karmelu, a także pieczonej skórki. Gdzieś tam dalej w tle pojawiają się delikatne rodzynki i alkohol. Ten szanowny jegomość na końcu nie przeszkadza nam w piciu, a dodatkowo całkiem przyjemnie nas rozgrzewa. Wysycenie jest niskie. Z minusów należy mieć jedynie na uwadze, że przy większym ogrzaniu piwo staje się dość mocno alkoholowe, a dominacja karmelu w smaku może być dla niektórych nużąca.
   Ogólnie ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że za tę cenę można zdobyć takie piwo. Uważam, że było to najlepiej zainwestowane 2,59 do tej pory. Oczywiście piwo nie jest top porterem bałtyckim, ale sama cena i jej stosunek do jakości jest wprost niesamowity.

Ocena: 3,5/5

Pinta / Baird Baltyk-Pacific Collaboration Porter



   Czas ruszyć się odrobinę za granicę. Bałtyk-Pacyfik to pierwsze piwo z serii kolaboracyjnej. Zamysł Pintowców był prosty. Warzymy nasz skarb we współpracy z innymi browarami. Czemu by się nie chwalić tym, co mamy najlepsze? Jak pomyśleli, tak zrobili i w ten oto sposób na blog trafia piwne dziecko powstałe połączonymi polsko-japońskimi siłami.
   W tym przypadku płyn ma najjaśniejszą barwę ze wszystkich, którymi się dzisiaj zajmujemy. Jest ewidentnie ciemnomiedziana z rachityczną jasnobeżową pianką. Aromat piwa składa się głównie z owoców w gorzkiej czekoladzie, bardzo dużej ilości przypalonej skórki chlebowej oraz ciemnego pieczywa. Dodatkowo w tle włączają nam się nuty rodzynek i delikatnej śliwki. Jak do tej pory jest to najbardziej rozbudowany aromat i przyznam wam się, że bardzo mi odpowiada. W smaku pojawia się całkiem pokaźny miks suszonych owoców, karmel i nuty chmielowe. No i wreszcie pojawia się jakaś goryczka. Jest ona tutaj delikatnie ziemista i ziołowa, a jednocześnie mocno zaznaczona. Nareszcie jakieś ciekawe działanie w smaku.
   Piwo jest bardzo złożone i przyjemne do picia na każdy zimowy wieczór. Mamy tutaj bardzo bogaty bukiet smaków, który powoli się rozwija w ustach. Z początku czujemy chlebowość, ale piękne wzajemne przenikanie się nut smakowych powoduje, że trunek mimo swojej złożoności nie jest nudny. No i każdy fan czegoś bardziej goryczkowego w końcu znajdzie coś dla siebie. Jedyny minus jaki może się tu pojawić (w zależności od gustu), to naprawdę spora ilość owych nut chlebowych. Nie każdy to lubi, lecz mi osobiście taki smak nie przeszkadza.

Ocena: 4,5/5



Riedenburger Dolden Dark



   Ostatnim piwem, którym dzisiaj się zajmiemy jest Dolden Dark, czyli piwo z browaru Riedenburger. Skoro Niemcy mają również dostęp do Bałtyku, to czas sprawdzić co tam u nich słychać. Piwo było leżakowane trochę czasu, więc może smakować odrobinę inaczej niż świeża warka.
   Ciecz w szkle prezentuje się wręcz w idealnie czarnym kolorze. Piana ma kolor jasnobrązowy, ale wygląda odrobinę jak ser szwajcarski. Wielkie pory dość dziwacznie wyglądają w takim szkle. W zapachu dominuje przede wszystkim paloność. Koniec końców z czegoś trzeba było uzyskać tak smolistą barwę. Dodatkowo dochodzi nam tutaj czarna palona kawa i gorzkie kakao. W smaku piwo prezentuje się jako całkiem słodkawe. Kakao, czekolada i słodka czarna kawa tworzą przyjemne zestawienie, które bardzo szybko jest kontrowane przez wysoką paloność oraz goryczkę, którą czujemy mimo jedynie 28 IBU. Niestety mimo swej oleistości trunek jest dość pusty w smaku. Minusem jest również to, że tylko na początku czuć w ustach jakieś ciekawe zjawiska. Potem wszystko milknie i mamy odczucie picia zwykłej rozwodnionej kawy. Ponadto, jak na mój gust, jest zbyt wysycone gazem.
   Ogólnie miałem trochę wyższe oczekiwania względem tej butelki. Pierwsze aromaty i smak zapowiadały ciekawe doznania, ale skończyło się na przepłukaniu ust wodą.

Ocena: 2,75/5

   Podsumowując. Porter i Polska idą dumnie w parze do przodu. Mimo że nie powinienem porównywać wszystkich piw ze sobą, bo jednak różniły się jakoś tam od siebie, to uważam, że Pinta zrobiła najlepszą robotę swoim porterem. Jest on przykładem tego, jak piwo w tym stylu powinno wyglądać. Porter Malinowy to ciekawa wariacja na temat klasyki, a Argus Porter to niesamowite zaskoczenie pod względem proporcji jakości do ceny. Co do niemieckiego porterka... Wiem, że się starają, ale jeśli chodzi o robienie takich piw, to muszą się jeszcze trochę od nas nauczyć :)

PS. Jeśli popełniłem gdzieś błąd w odmianie tak ciężkiego słowa, jakim jest porter, to proszę wybaczcie.

3 komentarze:

  1. No Argus daje radę. A co do Malinowego Portera od Komesa, jak myślisz o leżaku i nie wiesz czy dostaniesz. To Pasaż Grunwaldzki Delikatesy T&J mają sporo, myślę że inne T&J tak samo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dzięki za hinta! Na dniach się wybiorę. Jedna obawa związana z leżakiem Komesa to fakt, że po "mieście" krążą plotki o rzekomych granatach...

      Usuń