czwartek, 14 września 2017

[5] Piwna Paczka: uśmiech od losu pod postacią Browaru Piwoteka

   No, Kraftopijcy i Kraftodegustatorki, wróciłem z wakacji! Dlatego też serwuję Wam małe Co-Nieco, które powstawało przez całą moją nieobecność.
  Czasami siedząc przy wieczornym piwie nachodzi mnie myśl, "czy w ogóle warto pisać". Zastanawiam się, co by było, gdyby nie pierwsze zdania opublikowane na tej stronie kilka lat temu. Gdzie bym teraz był i co robił. Analizuję to, co się wydarzyło od tego momentu. Całe szczęście wyniki tego rozliczania się z samym sobą są bardzo pozytywne. Kiedy Kapsloland się zaczął rozwijać, poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, miałem możliwość uczestniczyć w kilku ważnych dla mnie piwnych wydarzeniach i nawet dorobiłem się godnego współtwórcy w postaci Kody. Zdobyłem również stałych czytelników oraz znajomości w browarach. Dodatkowo jedna z nagród, jakie mnie spotkała to fakt, że blog zaczyna być rozpoznawany. Największym uhonorowaniem są tak zwane „Dary Losu”, które otrzymuje się od browarów. Tym razem moją pracę docenił Łódzki browar Piwoteka.
   Paczka, która do mnie dotarła (jakiś czas temu), była wyposażona w trzy najnowsze piwotekowe piwa. W środku znalazły się same cymesy, na które miałem już od dawna ochotę. Mowa tutaj o Żółtej Łodzi Podwodnej1423  oraz The Time Before Time. Z racji, że chłopaki często warzą piwa z kosmicznymi dodatkami (na przykład piwo ze śledziami, o którym pisałem tutaj) polecam obserwowanie ich strony.




    Pierwszym piwem, które powędrowało do szkła, było The Time Before Time. Uwarzone we współpracy z metalowym zespołem Imperator. A co mogło powstać z takiego duetu? Oczywiście imperialna black ipa. Myślę, że gdyby szatan pił piwo, to byłoby ono ciemne i piekielnie chmielone. Zarówno browar, jak i zespół wyszli z tego samego założenia, ponieważ to, co wylądowało w szkle, było czarne jak noc. Na szczycie uformowała się ciemnobeżowa piana. Ze szkła atakuje potężny kopniak żywicy mogący zwalić z nóg. Na szczęście zostaje on powstrzymany przez delikatny grejpfrutowy i czekoladowy aromat. Z początku wszystko bardzo wyraźnie czuć, ale stopniowo cały zapach zanika. W smaku jest podobnie. Dużo żywicy, cytrusów, czekolada i słody palone. To ostatnie jest najlepiej wyczuwane pod koniec smakowania, przez co w ustach powstaje bardzo dziwne odczucie. Początkowo trafia nas mega goryczka, następnie czujemy czekoladę i potem wspominaną już wcześniej żywicę. To połączenie tworzy bardzo solidny i pełny smak Na koniec jednak pojawia się delikatna paloność, która gwałtownie spłaszcza nam piwo. Chyba pierwszy raz spotkałem się z takim odczuciem. Warto wspomnieć, a raczej ostrzec, że piwo jest cholernie pijalne. Kusi nas aromatem i gładkością picia, a potem.... potem nie da się wstać z fotela (przynajmniej w moim przypadku). Już dawno nie miałem styczności z tak charakternym silent killerem. No i tyle, bo więcej spodziewać się w smaku i aromacie nie możemy. 
   Time Before The Time to całkiem poprawna imperialna czarna ipa ze zdolnością do skradania duszy nawet najwytrwalszym Beergeekom. Mam wrażenie, że szatan zamieszał trochę w kotle warzelnym albo w kadzi fermentacyjnej, bo doskonale ukrył zawartość alkoholu (8,4%). Piwo jest cholernie zdradzieckie, ale w sam raz na  nijakie dni na poprawę humoru.
Ocena: 3,5/5
     Kolejny dzień, kolejne wyzwania. Tym razem z powodu natłoku nauki i egzaminów nie mogłem pozwolić sobie na diabelskie czary, czy miodowe wysoko alkoholowe uniesienia. Dlatego mój wybór padł na Żółtą Łódź Podwodną. Nim zacznę swoją krótką recenzję, na wstępie powiem, że już sam styl, etykieta i browary, które to uwarzyły powodują, że piwo z automatu ma wyższą ocenę. Styl... bo – kurde - kto warzy piwo przypominające gin z tonikiem? Etykieta... no, bo Beatles; no i ich żółta, a browary, bo to dwie ekipy, którym wiecznie kibicuję i które mogą na mnie liczyć bez względu na to, jak im wyjdzie piwo. Mowa tutaj o Piwotece (przecież to oczywiste, w końcu od nich paczka) i Browarze Okrętowym, który ma moją dozgonną miłość za etykiety i tematykę piw, które robią. NO i za piwo z Ryczącymi Dwudziestkami, które może kiedyś uda mi się dorwać boooo, kosmicznie – jako żeglarz i szantyman (praktyk, nie teoretyk), chciałbym je zdobyć. Jeśli wiecie gdzie jest dostępne, piszcie!
   Miało być krótko, a wyjdzie jak zwykle.... Przejdźmy zatem do degustacji, na którą czekałem: Pale Ale z dodatkiem skórki cytryny, jałowca oraz chininy. Ten ostatni dodatek sprawia, że podchodziłem do picia z jeszcze większym entuzjazmem: w całej swojej karierze nie słyszałem jeszcze o takim połączeniu.
   Łódź w szkle prezentuje się raczej jak normalny klasyczny złoty pale, ale z dość ładną, bujną czapą piany. Aromat piwa jest bardzo przyjemny i odświeżający. Dużo świeżej, słodkiej cytryny, trochę limonki, jałowca i delikatna słodowość oraz przyprawowość w tle. Bardzo ładna kompozycja bez fajerwerków, jak i bez wad. Za to bajka zaczyna się w smaku. Konkretna dawka nut jałowcowych (za którymi wielce przepadam), skórka cytryny oraz limonki i lekkie nuty pieczywa. Do tego dochodzi chmiel i chinina, które tworzą lekko tępą goryczkę. Co ciekawe, całe to odczucie bardzo kojarzy mi się z tonikiem. Wysycenie piwa jest średnie, co nie wpływa na jego pijalność. Piwo naprawdę bardzo fajnie wchodzi.
   Podsumowując Łódź nie jest idealną kopią drinka (bo niektórzy mogli się tego spodziewać), ale bardzo przyjemnie do niego nawiązuje. Nuty tonikowe i cytrusowe są bardzo przyjemne, a jałowiec daje poczucie świeżego ginu prosto z butli. Jak dla mnie eksperyment ciekawy i udany. Jeśli ktoś lubi powydziwać ze smakiem i nie boi się gorzkich piw, to polecam! Sam zaopatrzyłbym się w jeszcze jedną butelkę...


Ocena: 4/5


   Ostatnie piwo i ostatni dzień degustacji, a skoro zaliczyłem (całkiem nieźle) egzaminy, to należy uczcić to czymś wyjątkowym, majestatycznym i eleganckim. Mowa tutaj oczywiście o 1423, czyli piwie uwarzonym w stylu Braggot. Brzmi ciekawie, prawda? Zakładam też, że kilka osób zapyta, co to jest za styl, dlatego od razu wyjaśniam. Otóż początków tego stylu możemy odszukać gdzieś w środkowej Europie w średniowieczu. Jest to wariacja na temat miodu pitnego oraz piwa. Uważano wówczas, że  minimum 50% zasypu powinien stanowić właśnie miód. Kolejną zagadką jest nazwa. Jest ona nawiązaniem do daty, albowiem 29 lipca 1423 roku właśnie król Władysław Jagiełło lokował miasto Łódź na prawie magdeburskim. Tak więc łódzki browar musiał to jakoś uczcić, prawda?
     Nie ukrywam, że wcześniej owy styl był dla mnie odrobinę obcy. Pierwszym piwem, które miałem okazję spróbować był Braggot z browaru Perun, ale nie o nim dzisiaj. Tak czy siak, ten gatunek piw iście mnie zainteresował i naprawdę mi podszedł. Do tego stopnia, że sam powoli szykuję się do własnego warzenia czegoś podobnego. Skoro tak mi to wszystko posmakowało, to względem 1423 miałem bardzo wysokie oczekiwania. Na szczęście się nie zawiodłem, bo jak tu się rozczarować czymś, czego podstawa piwna to Foregin Extra Stout, do którego zostało dodane aż 700 kilogramów miodu wielokwiatowego! Czyż to nie brzmi epicko?  
    Piwo w szkle prezentuje się jako czarna delikatnie oleista i nieprzejrzysta ciecz. Piana koloru beżowego,  która tworzy się podczas nalewania jest rachityczna i bardzo szybko redukuje się do zera. W aromacie za to możemy wyczuć pełną magię. Majestyczny bal miodu, czekolady, karmelu, pralin delikatnej wanilii i paloności wręcz pieści nasze nozdrza. Żeby jeszcze bardziej się rozmarzyć musimy wziąć łyka, bo tutaj czeka na nas również cudowne odczucie. Miód, nuty palone, gorzkiej czekolady oraz delikatne praliny przepięknie się ze sobą komponują tworząc bardzo deserowe oraz przyjemne piwo. Taki, przy którym można spędzić cały wieczór degustując każdy łyk.  Dodatkowo warto wspomnieć, że piwo nie jest przesadnie słodkie, ponieważ te nuty palone, jak i gorzkiej czekolady, idealne kontrują całość. 
    Podsumowując, piwo jest naprawdę świetne. Jeśli mamy ochotę na godzinny seans degustacyjny, to 1423 nadaje się do tego bez dwóch zdań. Piwo deserowe, pełne i po prostu szlachetne. Uważam, że warto polecić je każdemu, nawet tej osobie, która za czarnymi piwami nie przepada. Mogłaby przeżyć pozytywne zaskoczenie. Jak dla mnie piwo ma ocenę końcową:

Ocena: 4,99/5

Dlaczego nie 5? Bo liczę na to, że ekipa z Łodzi stworzy kolejne wariacje na temat tego kosmicznego stylu i żeby nie spoczęli na laurach :) To brakujące 0,1 ma być motywatorem!

   Jak widać na załączonym obrazku piwa z Piwoteki  są za każdym razem dobre i ciekawe.  Ja miałem szczęście opisać Wam ciekawą szatańsko chmieloną Black IPĘ, kosmicznego Pale Ale podobnego do ginu z tonikiem oraz majestatycznego braggota. Raz jeszcze dziękuję za wspaniały prezent i liczę, że niedługo również miło się zaskoczę :P Dodatkowo mam w domu jeszcze 3 ciekawe piwa z omawianego dzisiaj browaru, więc jeśli jesteście ciekawi, co tam czeka, dajcie znać. Dodam, że jedno z tych piw, to kolejny niespotykany wynalazek, bo piwo z chrzanem! 

1 komentarz:

  1. Oceny dość łagodne, ale bardzo przypadły Tobie te piwa do gustu:)

    OdpowiedzUsuń