Tak czy siak, tym tekstem postanowiłem Wam pokazać, że za dobrą i przystępną cenę można zdobyć piwo w dość wysokim "nakładzie", ładnym opakowaniu i aromatami beczki. Mowa tutaj o Imperatorze Bałtyckim w wersji leżakowanej w beczce po Sherry Oloroso który jest wypustem browaru Pinta.
Po zakupie tego piwa przez długi czas zastanawiałem się, jak napisać ten tekst. Solo opis czy porównanie z podstawową wersją Imperatora? Koniec końców, wybór padł na taką formę, jaką teraz czytacie. Dlaczego? Tylko ze względu na cała tę magiczną otoczkę, która związana jest z "hajpowaniem" piw i innymi zadymami z tym związanymi. Tak więc na przekór panującym trendom postanowiłem napisać o "sztosie", który wcale nie kosztował mnie całej miesięcznej pensji. Ale od początku.
Od dawien dawna obserwuję Pintę i ich projekt "Pinta hop tour", o którym z pewnością niedługo napiszę. I tu nagle na fanpage’u pojawia się informacja i jednym z ciekawszych piw w limitowanej wersji BA. Jest to ciekawa wariacja na temat jednego ze sztandarowych piw Pinty. Piwo jest porterem bałtyckim solidnie chmielony amerykańskimi chmielami. Cała proces warzenia został dokładnie opisany przez browar na ich stronie [LINK FB]. Tam też możemy dowiedzieć się, że piwo najpierw spędziło 4 miesiące leżakując i dojrzewając w tankach a następnie na kolejne 4 miesiące trafił do beczek po Oloroso. Ciekawostką jest fakt, iż na potrzeby przetrzymywania bek został zakupiony specjalny klimatyzowany kontener, w którym temperatura miała imitować warunki podobne do tych, które panują na naszym pięknym Bałtyku.
Warto też zwrócić uwagę na same beczki. Sherry jest to alkohol, który otrzymuje się po przez wzmocnienie wina spirytusem. Same beczki po tym trunku nie są specjalnie popularne i nie dają tak wyraźnych efektów, jak beczka po whisky czy po rumie. Przez to niemało osób zastanawiało się, czy będzie w ogóle czuć te taniny i wanilię (czyli produkty pochodzące z leżakowania właśnie w bekach).
Zanim przejdę do samej degustacji, poświęcę chwilę opakowaniu. Oto trzymam w dłoniach czarny elegancki kartonik z pięknymi białymi grafikami. Front opakowania przedstawia nam morze podczas sztormu wraz z latarnią oraz dziobem statku wraz z kołem sterowym. Całość przypomina mi jakiś dawny linoryt. Dodatkowo umieszczone są wszystkie ważne informacje takie jak: browar, nazwa, styl i stopnie Plato. Odwrotka to cała historia piwa i skład. Ogólnie rzecz biorąc opakowanie stworzone jest raczej w koncepcji minimalistycznej, ale przez to trafia do mnie jeszcze bardziej. Wszystkie motywy marynistyczne połączone z tematyką piwa tworzą piękne zestawienie. Jeśli chodzi o etykietę na butelce, jest ona spójna z motywem przewodnim przedstawionym na kartoniku. Naprawdę całość przedstawiała się ciekawie i zachęca do udania się w niezwykłą podróż. Zatem, ahoj przygodo! Oto przybywam i nie zastanawiając się dłużej, "odszpuntowuję" butlę i napełniam szkło.
No, ale nie samym patrzeniem piwosz żyje. Aromat kosmiczny, nieziemski i cudowny. To jest to, co „Tygryski lubią najbardziej”, żeby zacytować klasyka. Wielki miks różnych zapachów. W sumie, to ciężko podjąć decyzję, co figuruje na pierwszym planie. Mamy tu daktyle, rodzynki, karmel, suszone śliwki, no i w końcu, wyczekiwaną beczkę. Ta objawia się tutaj w sposób taninowy i delikatnie waniliowy. Po lekkim ogrzaniu i dłuższym wąchaniu piwa wyłazi jeszcze porządna dawka nut winnych, czerwonych owoców, słodowych, orzechów i chyba delikatnych pistacji. No, kosmos! Naprawdę długo nie czułem tak bogatego bukietu aromatów. Kończąc swoje rozterki dodam, że gdyby były odświeżacze Wunderbaum o takim zapachu, obwiesiłbym sobie nimi pokój.
Smak to też istne C U D O! Wszystko, co możemy wyniuchać, powraca do nas w formie smakowej ze zdwojoną mocą. Potężny kop karmelowej, miodowej i słodowej słodkości zalewa naszą jamę ustną. Słodycz oblewa dosłownie każdy zakamarek naszego pyszczka. I tutaj nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się goryczka, która daje po pysku wszystkim słodkawym nutkom i stanowczo je uspakaja. W posmaku zostają nam znowu nuty beczkowe, rodzynkowe i winne.
I tym oto akcentem dochodzimy do zakończenia moich wywodów. Cóż ja tu mogę napisać. Piwo mnie zmiażdżyło! Sposób, w jaki zostało wydane, sam wygląd piwa, aromat i smak to majstersztyk. Dodam jeszcze, że z początku piwo przypominało mi Korda z beczek po brandy, ale po wypiciu całej flaszeczki muszę przyznać, że Imperator wyprzedził go o kilka mil. Tak więc, jeśli jesteście ciekawi, skąd mój zachwyt, ruszajcie do sklepów, bowiem jeszcze gdzieniegdzie można trafić te cudeńka w cenie nie przekraczającej 30 zł!
Coś długo nie było tekstów. Nie ładnie...
OdpowiedzUsuń