niedziela, 15 stycznia 2017

#63: Koniec świata!

   Ojj się porobiło na początku tego roku. Permanentny brak czasu na wstępie 2017 wcale nie jest czymś przyjemnym. Przepraszam Was za tę przerwę i biorę się do roboty.
   Z tej okazji, że zawsze coś się kończy i coś się zaczyna, postanowiłem sobie sprawić kulturalne i symboliczne pożegnanie z 2016 rokiem. Dlatego 31 grudnia uraczyłem się piwem Koniec Świata z browaru Pinta






   Nie ukrywam, że było to moje kolejne spotkanie z tym piwem. Wynika to z prostego faktu (tutaj spalę cała recenzję), że po prostu mi smakuje. Koniec Świata jest trunkiem uwarzonym w stylu Sahti. Styl ten jest jednym z moich ulubionych. Pod tą nazwą kryje się tradycyjne piwo z Finlandii. Podstawowy zasyp składa się z: jęczmienia, żyta, pszenicy i owsa. Co ciekawe całość jest przyprawiana jagodami oraz gałązkami jałowca, które obecnie są łączone z chmielem lub nawet chlebem. Oryginalne sahti nie jest poddawane procesowi warzenia, więc uznawanie tego za piwo jest trochę umowne. 
   Butelka wygląda bardzo zgrabnie. Etykieta interesująca, w klasycznym pintowym stylu... Jak dla mnie powinna być trochę bardziej odjechana. Kapsel też standard. W sumie po cichu liczę na jakiś nowy wzór, bo obecnych kapsli z Pinty mam już parę kilo. W szkle piwo prezentuje się ciekawiej. Ciemna barwa pomarańczowo-brązowa ze średnią białą pianą. Ta utrzymuje się na powierzchni dość krótko, ale trudno się dziwić, bo wysycenie jest bardzo niskie. Płyn jest bardzo mętny. Prawdziwy pokaz Końca Świata zaczyna się w aromacie. Mamy tu bardzo owocowy miks, w którym na pierwszym planie figuruje dojrzały banan, a dodatkowo pojawia się dużo nut słodowych. Do tego wszystkiego lekka przyprawowość i ziołowość (zapewne z dodatku jałowca) oraz bardzo leciutkie nuty wędzone. Swoją drogą uważam, że dodanie tego cuda do piwa jest bardzo dobrym pomysłem i możecie być pewni, że jeszcze nie raz pojawią się takie wariacje. Wracając do piwka... Jest słodko, słodowo i biszkoptowo. Niektórym to nie odpowiada i nazywają je napojem słodowym, ale to ci złośliwi tacy. Ponadto, podobnie jak w aromacie, objawiają się nuty owocowe i ziołowe. Na finiszu mamy miły akcent nut fenolowych. W odczuciu całość komponuje się bardzo przyjemnie. Piwo nie jest puste, bo mamy tutaj bardzo solidną podbudowę słodową. Jedynym małym minusem, o którym muszę powiedzieć, jest wspominane wysycenie. Przez to, że jest bardzo niskie i z czasem całkowicie zanika, piwo przy dłuższym delektowaniu staje się odrobinę płaskie. Z kolei goryczka praktycznie tutaj nie występuje, więc jest to jeden z tych trunków, które przypasuje wszystkim fanom słodszych piw.
    Ogólnie całość jest ciekawa. Jest raczej ciężkawa i złożona, ale przy tym bardzo interesująca. Mogę tu powiedzieć, co będzie w 100% prawdą, że to piwo może być albo kochane albo nienawidzone. To już kwestia gustu, do której grupy zakwalifikujecie Koniec Świata. Jak dla mnie jest to udana próba stworzenia czegoś w mało popularnym stylu. Jest smaczne i intrygująco. 


Ocena: 4/5

1 komentarz: