czwartek, 17 września 2015

#36: Orgasmatron [Kraftwerk]

Recenzja: 
Orgasmatron
[Kraftwerk] 

 No chodź! Pragnę Cię! 

Zniewolę Cię!

Będziesz mój, cały zniewolony.

Mam na sobie różowe wdzianko i czarne skórzane pejcze w dłoni.

Już zaraz mnie poczujesz!


 No i w takim stylu znowu odchodzimy na trochę od piw belgijskich.

Na fali Beer Geek Madness, który odbył się 12.09. Postanowiłem ocenić Orgasmatron oraz magiczne ziemniaczane piwo ze Stu Mostów (o tym w innej recenzji). Osobiście nie dałem rady być na tym wielkim piwnym święcie... Nad czym zresztą ubolewam…
Nie mniej bardzo ale to bardzo cieszę się, że mogłem poczuć klimat Madness w domu. 

Orgasmatron jest propozycją od browaru Kraftwerk i został uwarzony w browarze Wąsosz. Tegoroczna edycja Beer Geek miała nawiązywać do sceny polsko-niemieckiej. To też każdy browar biorący udział zgłosił swoje wariacje. Chłopcy z Kraftwerku zgłosili West Coast German India Pale Ale. Styl jest już dość dziwny, ale już samą nazwą nawiązuje lekko do Niemiec. Otóż West to rozumiem, bo to już kiedyś w historii było.  Natomiast Coast nie pasuje już do niczego. Dopisek German sugeruje, że jest to ipa na niemieckich chmielach takich jak: Herkules, Mandarina Bavaria i Huell Melon. Szczerze mówiąc, to do tej pory już parę razy spotkałem się z Mandariną i przypadła mi do gustu. 

 Ostatnim nawiązaniem, jakie jest według mnie najbardziej trafne, to temat samego piwa - Orgasmatron i jego pejczowa etykieta.  Sam fakt, że jest to piwo z afrodyzjakami
(Liść Damiana i Catuba), sprawia, iż w mojej głowie tworzy się tylko jedno skojarzenie - NIEMIECKIE PORNO!!! Tak dobrze czytacie, niemiecka branża porno. Nie, żebym był jakimś znawcą, ale wiem, że niemieckie porno jest wyjątkowe…  Były to początki pornografii na VHS-ach i pierwsze tandetne utwory muzyczne. No i oczywiście, była jeszcze nasza rodaczka - Beata Orlowski. O i tu kolejny związek, bo piwo polskie i polska aktorka. CO TU SIĘ DZIEJE?!

No, ale wracając do tego zboczeńca.  W wyglądzie jest mętne i bursztynowo złociste. Piana bardzo, ale to bardzo słaba i błyskawicznie znika. Jestem tym trochę zawiedziony. Aromatycznie piwo nie ma nic do zarzucenia. Są tu chmiele i kwiatki. Na prawdę seksownie. Wyczuwalna mandarynka, cytrusowe estry oraz kwiatowe nuty wspaniale się łącza. Do tego gdzieś w tle pojawiają się te dzikie pejczowe aromaty. Lekki pieprz, suszona skórka pomarańczy, przypieczona skórka chleba oraz tak jakby kora drzewa sandałowego (serio takie miałem skojarzenie) penetrują dogłębnie nasze nozdrza. Smak też nie daje naszym zmysłom chwili odpoczynku i smaga nas słodowo goryczkowym smakiem. Do tego dochodzi taki polny smak i kolendra, no i znowu to drzewo sandałowo. Piwo wchodzi w nas naprawdę świetnie i cudownie zbalansowanie. Nie jest zbytnio hardcorowe z żadnej strony. W posmaku zostają nam pełne usta goryczką i cytrusowym aromat. 

W sumie piwo całkiem niezłe i wydaje mi się, że spełniło moje oczekiwania. Jest ciekawą wariacją na tematy IPY z naszymi kontynentalnymi chmielami. Bardzo przypadła mi do gustu otoczka piwa, bo pozwoliła się wyżyć mojej wyobraźni. Ciężko mi też ocenić jak piwo wypadło na Beer Geek Madness, ale jak dla mnie nie było najgorsze. W sumie po wypiciu nie czułem się jakiś napalony na kogokolwiek. Jeśli miałbym ochotę na coś… To na następne piwo.



Soundtrack:

Dzisiaj pozwoliłem sobie zaserwować wam dwa cuda.

Pierwsza piosenka to piosenka bezpośrednio nawiązująca do piwa. Druga natomiast jest moim luźnym skojarzeniem z tym nieszczęsnym niemieckim porno.


Ocena: 4/5


2 komentarze: