niedziela, 13 września 2015

#35: Gold Hobgoblin [Wychwood Brawery]

 Recenzja:
Gold Hobgoblin 
[Wychwood Brawery]




Tak odbiegając trochę od tematu wakacji w Belgii...

   Ma długi, długi nos, długie ciękie palce i sterczącą czapkę. Jest niski przygarbiony i bezczelny.Na swoim garbie nosi kołczan, a w garści dzierży zardzewiały topór. Uważaj na niego. Bo grasuje tu złoty Hobgoblin.
   Na początku chciałbym bardzo, bardzo mocno podziękować za przecudny prezent  z prawdziwej Anglii szanownej i kochanej Dagmarze. Serce mi się raduje i cieszy, gdy otrzymuję takie niespodzianki (taka mała podpowiedź jakby ktoś nie wiedział, co mi może podarować :P).
   Moje wakacje zaczęły się dopiero teraz pełną parą i wreszcie teraz mogę sobie pozwolić na trochę relaksu. Kiedy pisałem tę recenzję, byłem w Holandii, odwiedzając co drugi dzień Belgię. Ale o tym w następnych wpisach. Dzisiaj zajmujemy się Hobgoblinem z browaru Wychwood. Nazwa browaru pochodzi od średniowiecznego lasu Wychwood, niedaleko samego browaru. Receptura Hobgoblina powstała w 1988 jako specjalne piwo na wesele córki jednego z okolicznych lordów. Jako, że browar znajduje się w legendarnym lesie, toteż wszystkie piwa nawiązują tematyką do angielskich legend i mitologii.  Hobgoblin Gold, z tego, co udało mi się ustalić,  to piwo sesyjne i warjacja na temat zwykłego goblina.
Piwo uwarzone na słodzie jęczmiennym i pszenicznym z dodatkiem chmieli  z USA (Piligrim, Citra oraz Summic) oraz jednego z Nowej Zelandii (Nelson Sauvin).
Trunek prezentuje się niesamowicie w szkle (fakt użyłem trochę złego typ, u ale za to jak wygląda cudnie). Jest dosłownie złoty, a gdzie nigdzie na ściankach widać cudowne małe bąbelki wędrujące ku górze. Pięknie złote piwo niczym korona musi mieć równie śliczne perłowe ozdoby. I tu właśnie pojawia się piana. Lekka piana, a zarazem trwała i lepka, koloru aksamitnej bieli. Możecie mi wierzyc, że piwo zachęca i to bardzo do degustacji. Aromatycznie dostajemy niezłego kopa od chmieli. Cytrusy, lekka brzoskwinia i karmelowo-słodowy zapach kręci nasz nos. Jest na prawdę super i po takich doznaniach nie może być  inaczej, musi być tak samo dobrze w smaku. Taaaak, jest dobrze…. Ale tylko dobrze i nic więcej. Jest tu bowiem, solidny kopniak chmielów goryczkowych, do tego trochę cytrusów, pomarańczy , mandarynki i gdzieś tam w tle lekka morela, ale to praktycznie koniec doznań. Owszem posmak goryczkowy zostaje jeszcze przez dłuższy czas, ale trochę brak mi tych nut owocowych. Na domiar złego na samym początku czuć lekkie nuty alkoholowe, co mnie  osobiście nie do końca pasuje. Może to wina złego szkła… Może złej temperatury…?!  Dla mnie to jest minus.
    Z kolei miłym nawiązaniem do tradycji angielskiej jest wysycenie piwa. Jest naprawdę niskie, ale bąbelki są zadziorne i lekko musują nasze podniebienie.
Ogólnie Goblin mimo, że szkaradny, to wspaniale się prezentuje, bardzo dobrze pachnie,  a nie najgorzej smakuje. Jest jak najbardziej pijalny i świetnie  się nadaje na upalne dnia, zwłaszcza  takie jak teraz, by dostać kopa goryczką i się mocno odświeżyć. Polecam miłośnikom angielskich piw oraz tym, którzy cierpią z powodu upałów i wszechobecnego słońca.

Soundtrack:
Jak gobliny to hobbity. 



Ocena: 4,25/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz