sobota, 17 grudnia 2016

#59: Umarł król, niech żyje król

   Dzisiaj jest ten dzień. W końcu miałem okazję poznać najnowszego króla. Mowa o mistrzu, jedynym i wspaniałym Grand Championie roku 2016. Czy jego panowanie będzie wspaniałe? Czy będzie on lepszym władcą od swojego poprzednika? Czas sprawdzić!



      Ostatnio pisałem Wam o idei całego Grand Championa (tutaj o!),  dlatego tylko przypomnę, że co roku jest wybierany mistrz Polski wywodzący się z konkursu piw domowych organizowanego przez PSPD. W tym roku tytuł przypadł wytworowi autorstwa  Piotra Machowicza (z blogu Tadzik pije) w kategorii fruit wheat beer. Genezy stylu tłumaczyć chyba nie muszę. Klasyczne piwo pszeniczne z nowofalowym podejściem. Mowa tutaj o dodatku fruit. W tym przypadku dany człon oznacza dodatek LIOFILIZOWANYCH truskawek. Liokurdeco? Liofilizacja to proces suszenia produktów przez wymrażanie wody. Produkty spożywcze potraktowane metodą sublimacji (czyli właśnie wymrażania), zachowują swoje początkowe właściwości smakowe i aromatyczne oraz pełną wartość odżywczą. Tyle słowem wstępu. Czas sprawdzić jak piwo prezentuje się w szkle.
    Butelka w tym roku ma pojemność 0,5 l. Etykieta wykonana w typie reszty piw z Cieszyna. Bardzo odpowiada mi ten różowy (...chyba różowy). Nasuwa na myśl to, co może znajdować się w środku. Trunek jest bursztynowy, złamany lekką czerwienią z trwałą drobnoziarnistą biała pianą. Jest delikatnie zamglony. Co prawda wygląd jest bardzo elegancki, ale zbyt spokojny. Nie liczę na spokój w owocowym piwku, a na sensoryczne fajerwerki. Na całe szczęście na te nie muszę za długo czekać. Aromat piwa jest zabójczy. I to w tym pozytywnym znaczeniu. Truskawa, truskawka i truskaweczka. Miła odmiana, gdyż zazwyczaj w tworach tego typu owoce objawiają się w formie gotowanego kompotu. Tutaj przede wszystkim wyczuwalne są świeże owoce zebrane prosto z krzaka. Słodko-wakacyjny obraz sam się maluje przed oczami. Dalej dochodzi wcześniej wspominana delikatna nuta kompotowa, ale także kwaskowa i o dziwo cytrusowa. Piwo pachnie niesamowicie orzeźwiająco. Do smaku również nie ma co się przyczepić. Orzeźwiający trunek, który spowoduje, że bardzo zatęsknimy za letnim smażeniem się na plaży. Tu również dominują truski. Pełnia smaku, a zarazem jego lekkość sprawiają, że truskawka już nie jest zwykłym owocem. Całą gamę różnych wersji samej truskawki, która generuje się na języku, mogę porównać do miseczki tych owoców posypanych cukrem. Całość jest słodziutka mimo tego, że od czasu do czasu pojawi się nam kwaskowaty egzemplarz. Gdzieś w tle podczas degustowania pojawia się wcześniej wspominana nuta kwaskowa. O dziwo nie uświadczyłem jakiegokolwiek posmaku gwoździ (co czasem zdarza się w Cieszynie).  Jednym z elementów, który odrobinę mnie zraził, jest wysokie wysycenie gazem. Trochę to uniemożliwia dłuższe trzymanie płynu w ustach, bo bąble skutecznie szczypią w język.
    Na pewno nasuwa się Wam pytanie, jakbym odniósł tego mistrza do ubiegłorocznego. Cóż.... Ciężko mi to porównać. Oba piwa są w całkiem innym stylu i mają odmienne charaktery, aczkolwiek stanowiły godnych przeciwników. Jedno złożone, drugie proste i lekkie. Nie mniej uważam, że obydwa championy są na bardzo dobrym poziomie, ale w tym wypadku pojedynek wygrywa zeszłoroczny flanders.
    Podsumowując. Piwo jest bardzo orzeźwiające. Nasuwa na myśl nadchodzące wakacje (przecież to jeszcze tylko pół roku). Pełne, a za razem bardzo pijalne, o cudownie owocowym smaku i aromacie. Jedyny minus, o którym wspominałem, to ilość gazu w piwie. Tak czy inaczej polecam je  każdemu zmarzluchowi na poczucie odrobiny letniego klimatu.

Ocena: 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz